wtorek, 28 lipca 2020

"Loki", czyli mój pierwszy komiks

Już od dawna zbierałam się do zakupienia jakiegoś komiksu z Marvela lub DC. Coraz to będąc w Empiku przeglądałam półki z komiksami, jednak nie było nic interesującego, a raczej nie było pierwszego tomu. Tak mijały miesiące i lata. Aż pewnego dnia zamówiłam sobie komiks Loki. Zdecydowałam się na ten komiks, ponieważ uwielbiam filmowego Lokiego (i nie mogę się doczekać serialu poświęconego mu).
Powieść rysunkowa wyszła spod pióra Roba Rodi oraz ołówka Esada Ribic. Loki opowiada o wydarzeniach, które miały miejsce po powaleniu Thora oraz Odyna przez tytułowego bohatera. Na pierwszych stronach widzimy triumf Lokiego i pokonanego Thora w okowach. Asgardczycy padają na kolana przed nowym władcą, a ten wstępuje na tron, gdzie witają go jego sojusznicy dopinający się o swoje nagrody i zapłaty. Do nowego władcy przychodzi również Hela - władczyni świata umarłych, żąda ona ona od Lokiego duszy Thora. Wtedy pierwsza osoba mówi Psotnikowi, iż powinien zgładzić brata. Od tego czasu myśl ta zaprząta jego głowę. Bóg w końcu decyduje się wdać wyrok śmierci na Thora, jednak jego decyzja jest podparta chęcią pokazania swojej siły, niż rzeczywistej żądzy krwi boga piorunów. Komiks skupia się na odczuciach i wspomnieniach boga kłamstw. Pokazuje Asgard z jego perspektywy. Pokazuje, że bogowie nie byli idealni, a Loki był dla nich ofiarą, kimś, z kogo można drwić. Ale znamy to z filmów Marvela, prawda? Loki, ten który był w cieniu starszego, lepszego brata. Z tym, że w komiksie nikt nie miał do niego szacunku, szydzili z niego praktycznie wszyscy. Główny bohater rozmawia z obalonymi wrogami m.in z: Lady Sif, Balderem, Friggą oraz Odynem. Podczas rozmów dostajemy sceny z przeszłości Lokiego, jego wspomnienia z każdym z tych bogów (wyjątkiem jest Frigga, która niestety nie jest tak wspaniała, jak w filmach). Pomaga nam to, choć trochę zrozumieć z czym mierzył się Loki. Wspomnienia dopadają boga również w losowych sytuacjach, przy rozmowie z chłopcem, słysząc stare przezwisko czy wpatrując się w taflę wody (niczym księżniczka Disney'a).
Warto zauważyć, że autorzy donoszą się do popularnego w greckich dramatach tragizmu. Loki poznaje losu swoich różnych wcieleń. Bogini pokazuje mu jak inni bogowie kłamstw kończyli, jednak Loki wciąż wierzy w swoje szanse i jest pewny, że jemu się uda.
Komiks porusza ciekawe problemy Lokiego. Jego relacje z innymi bogami są w większości bardzo podobne i jak się okazuje najmilszym Lokiemu był ten, który przyczynił się do jego porażek - Thor, którego pokonał i upokorzył, a na koniec chciał skazać na śmierć.
Teraz trochę o rysunkach. Rysunki są realistyczne i szczegółowe, szczególnie jeśli chodzi o postacie. Na samej okładce widać pokaz umiejętności Ribica, który świetnie oddaje emocje na twarzach postaci. Chociaż muszę przyznać, że gdyby nie szkice postaci na końcu komiksu, nie wiedziałabym jak wygląda twarz Thora w chwilach jego klęski. Twórca bardzo to ukrywa, co daję tajemniczości postaci boga. I tak, jeśli jest tu ktoś, kto jak ja, spodziewał się Toma Hiddlestona i Chrisa Hemswortha jako Lokiego i Thora, to muszę was odwieść od tej myśli. Loki jest... stary. To znaczy wygląda na starszego od Thora, chociaż zakładam, że miało to też pokazać jak doświadczony jest przez życie. Dlatego nie nastawiajcie się na bogów Asgardu jak w filmach.  
Muszę przyznać, że trochę zbierałam się do przeczytania tego komiksu i gdybym miała powiedzieć czy mi się podobał, powiedziałabym, że jest okej. Nie zachwyca bardzo, chociaż ciekawie było zobaczyć jak wygrywa Loki. Jednak fabuła nie porywa za bardzo. Obserwujemy jak Loki przechadza się po zamku, spotyka innych bogów, przy tym wspomina momenty z nimi. Ciężko mi to polecić, bo fani filmowego Lokiego nie znajdą tu jego humoru, intryg, a nawet jego magii. Za to innych komiksów Marvela nie czytałam i nie wiem czy ten uzupełnia jakąś historię. Myślę, że ten komiks spodoba się osobom, które nie lubią innych bogów Asgardu, tzn tych bohaterskich, jak Odyn czy Sif i chcą popatrzeć na poranionego Thora w kajdanach (ja nie oceniam). 

Dzięki za poświęcenie czasu na ten wpis i do kolejnego. Zapraszam też na mojego Instagrama, gdzie wrzucam zdjęcia co aktualnie czytam/oglądam/słucham.

Muzyczka, przy której ten wpis był tworzony (w większości): "Dear Theodosia" - musical "Hamilton".

wtorek, 9 lipca 2019

Chili

SPOILER ALERT! 

HA! I'm back my dears! Żyje i powracam z planem, pozytywną energią i postem. Wiem, że się cieszycie. Zapraszam Was do czytania.


"Chilli" jest to debiut polskiej autorki Poli Rewako, absolwentki Uniwersytetu Gdańskiego. Jest to powieść psychologiczna. Opowiada o 20-letniej Mea Chubin, która mieszka i studiuje w Gdańsku. Młoda studentka psychologi, mieszka z rodzicami, którzy więcej pracują, niż są w domu. Dziewczyna ma dosyć rozchwiane nastroje, które mogą zmienić się w każdej chwili o 180 stopni. Raz kocha ludzi, a po chwili nienawidzi i najchętniej nie oglądałaby ich więcej na oczy. I nie mówcie, że to typowe zachowanie kobiety. Zdecydowanie nie jest to normalne. To tyle o głównej bohaterce, a no i ma wymyślonego przyjaciela o imieniu Alfred.

Teraz trochę o fabule. Książka zaczyna się od wywiadu, który prowadzi redaktor Wasilewski. Rozmowa jest emitowana na żywo na YouTube. Dowiadujemy się, że następnego dnia Mea ma rozprawę sądową i grozi jej do 12 lat więzienia. Tylko za co, spytacie. Spokojnie moi drodzy.
Chubin opowiada o historii życia pewnego mężczyzny, któremu chciała postawić piwo. Opowieść Romana, bo tak miał na imię ten człowiek, nie była szczęśliwa. Został sierotą w nastoletnim wieku, płakał ze szczęścia, kiedy upadał komunizm, a Polska była wolna. Mężczyzna został marynarzem, po śmierci kapitana, on awansował. Po tym było już tylko gorzej. Ludzie wokół niego popełniali samobójstwa przez pieniądze, cały świat zaczął się walić przez pieniądze. Wtedy też Mea doznała olśnienia i postanowiła zmienić świat. Nasza bohaterka pewnego piątkowego wieczoru postanawia wyjść z domu. Dziewczyna kieruje się na Długą, skręca w jakąś uliczkę, gdzie jest nieczynne już przedszkole. Z przypływem silnej, złej energii, dziewczyn a rozwaliła najpierw cegłę, rzucając ją o ziemię. Kolejna cegła trafiła w okno. Trzecia, została użyta do porysowania i zniszczenia mercedesa. Pierwsza demolka naszej buntowniczki. Wtedy postanawia założyć Grupę Demolka. Zakłada Twittera (nie wiem dlaczego akurat Twittera, skoro w Polsce ludzie prawie z niego nie korzystają, no chyba że w 2010-2011 było inaczej) z takim właśnie nickiem i wyszukuje ludzi, którzy są smutni, źli itp. Nakłania ich do zniszczenia czegoś, wyrzycia się. Oni reagują tak, jak przeciętny człowiek by zareagował (chciałabym napisać, że zignorowali to, ale tak ludzie nie reagują, niestety), czyli piszą, że jest głupia oraz że dziewczyna zwariowała. Mea postanawia rozsławić swoją grupę. Organizuje pierwszą akcje. W niedziele, w południe na wieży zegarowej rozwiesiła wielki baner z logiem grupy i hasłem zachęcającym. Dziewczyna zakłada również forum dla grupy, na której pojawia się informacja o pierwszym spotkaniu. Oczywiście policja ma to gdzieś, no bo co? Na tym spotkaniu wybiera swojego następce i urządza pierwszą akcje. Ludzie niszczą ławki, parkometry, przystanki, samochody, palą śmietniki, jeden chłopaczek wylewa benzynę na Neptuna i go podpala. Naprawdę zastanawiam się czy tacy ludzie nie myślą o niebezpieczeństwie, kiedy bawią się ogniem? Okej, wróćmy do książki. Reszta akcji to kradzieże, palenie samochodów, pobicia i finałowa akcja porwanie dwójki ludzi. W międzyczasie Mea przechodzi przez mały kryzys i kolejne samobójstwo, jeszcze wcześniej upewnia się, że świat jest okropny i należy go zniszczyć, aby był lepszy.
Dobra, po krótkim streszczeniu mogę trochę się wyżyć i powiedzieć co mi na sercu leży. Po pierwsze jak siadałam do tej książki, to choć nie chciałam, musiałam ją zamknąć po kilku rozdziałach. Żałuje, że nigdy nie sprawdziłam swojego ciśnienia podczas czytania tego, bo byłam mega wku...rzona. Jestem dosyć wrażliwa na niszczenie własności ludzi, tylko dlatego że ty uważasz, że to niesprawiedliwe. Może nie, ale świat nie jest sprawiedliwy. Po za tym, jeśli ktoś uczciwie na tym zarobił, to co Ci do tego. Wiem, że ich akcje miały na celu pokazanie, że ludzie mogą żyć bez nowych pięknych samochodów. Tyle że to jest oczywiste. Ludzie kupują sobie nowe samochody, telefony dla komfortu. Po to do cholery zarabiają te pieniądze. Zgadzam się z Mea, że społeczeństwo powinno przestać gonić za pieniądzem i że pieniądze nie są najważniejsze, ale można to pokazać inaczej. Mea zakłada również inną grupę. SPW - Stowarzyszenie Pozytywnych Wibracji. Ich akcje polegają na pocieszaniu ludzi, przytulaniu ich i spełnianiu dobrych uczynków. Wiem, że nie na każdego to działa, ale nikt nie stanie się lepszy od tego, że dostał w twarz, wracając z pracy, a rano okaże się, że jego samochód jest spalony i okradziony. Uff... trochę pary już ze mnie zeszło. Ale wiadomo to jest fabuła, którą autorka sobie wymyśliła i jest całkiem okej ta fabuła. Co mi w tej książce nie pasuje? To, że Mea zaprzecza samej sobie. Nie mam na myśli jej humorów. Dziewczyna twierdzi, że ludzie powinni poświęcać czas rodzinie, przyjaciołom, że praca i pieniądz nie są najważniejsze. A co ona robi? Kiedy wychodzi z przyjaciółmi, a oni pytają czemu nic nie pije, obraża ich, mówiąc że nic nie robią tylko piją alkohol. Może tak jest, nie wiem. Mieliśmy jedną scenę z je znajomymi. Mea obrażona wychodzi z knajpy i jest zła, bo koledzy chcieli się z nią napić. Kolejny raz, matka chce z nią porozmawiać, może naprawić ich relacje, a ta po niemiłym komentarzu przeprasza nieszczerze, wraca do pokoju i wzdycha mówiąc "matka z bani". No kurde. Jak chcesz zmienić świat, zacznij od siebie! Podczas kryzysu, Mea podsumowuje, że nie ma przyjaciół, chłopaka, ani nawet dobrych relacji z rodzicami. A co ona zrobiła w tym kierunku? Próbowała zawrzeć nowe znajomości (pomijamy Grupę Demolkę, bo wszyscy są tam anonimowi), albo pogadać z rodzicami o tym co cię dręczy? Nie, ale innym to wypomina. No i końcowa akcja, coś co mną wstrząsnęło. Porwała dwójkę ludzi. Młodą dziewczynę, która wraz z przyjaciółkami wyjechała w Bieszczady. Porwana ma bogatego ojczyma i ogólnie jest to typ dziewczyny, która rzuciła chłopaka tylko dlatego, bo był biedny. GD wywozi ją do lasu. Obserwują ją poprzez GPS i osobiście, trzymając się na dystans. Porwana skręca kostkę i zostaje zaatakowana przez niedźwiedzia. Na szczęście przeżyła to. Ale wiecie jak to mogło się skończyć? Gdyby ten niedźwiedź to była samica z młodymi 5 metrów dalej od miejsca pobytu dziewczyny, to ona by nie przeżyła. Mea nawet nie sprawdza czy w tym lesie nie grasują groźne zwierzęta. Drugą porwaną osobą jest młody chłopaka, który głównie gra w CS'a. GD wywozi go na poligon, oszukując, że chłopak coś tam wygrał. Mea uzgodniła wszystko z pułkownikiem, którego zna grom wie skąd. Plan zakłada, żeby chłopak zobaczył co to prawdziwa wojna. tam również o mało nie traci życia. Pułkownik każe mu przynieść mapę, niestety chłopak nie czeka na resztę rozkazu i wbiega wprost na pole do strzelania. Kula o włos mija jego głowę. Po za tym jest wyśmiewany przez dorosłych żołnierzy. W ogóle dorośli faceci, którzy brali udział w wojnach, śmieją się z dzieciaka, który zgłosił się na ochotnika (tzn. oni tak myślą), bo ma słabą kondycję, jest przerażony i  nie może podołać każdemu wyzwaniu, które jest przygotowane dla żołnierzy? Trochę dziecinne zachowanie jak na mój gust. Oboje wracają cali i zdrowi. Po odstawieniu do Gdańska wcześniej porwanych, Mea napisała do mediów, że daruje sobie danie nauczki Łukaszowi. Po nieudanym samobójstwie Mea, dziewczyna postanawia jednak dać nauczkę mężczyźnie, którego dom jest obstawiany przez policje. Plan zakłada porwanie żony i córki Łukasza, który nie spędza z rodziną czasu, a jedynie pracuje, i podpalenie jego domu. Pomijam fakt, że mogło i na pewno zostawiłoby to ślad na psychice 6-letniej dziewczynki, a także dorosłej kobiecie. Plan spala na panewce. Demon - zastępca Mea zostaje złapany podczas wyprowadzania kobiet. Mea za sprawą innego członka GD i na własne życzenie, zostaje oddana w ręce policji.
I to tyle. Książka jak na debiut wydaje mi się całkiem ciekawie i dobrze napisana. Nie czytałam wielu debiutów, ale opinie o nich nie są zbyt dobre. Ten był w porządku, po za kilkoma nieścisłościami w postaci zachowań Mea, jest to w miarę dobra książka. Jest w niej coś, co sprawiło, że przeczytałam ją w zaledwie kilka dni. Co często mi się nie zdarza. Drugi raz tej książki na pewno nie przeczytam. Gdyby miała cofnąć się w czasie, wiedzieć jakie ta książka wzbudzi we mnie emocje, to wolałabym wypożyczyć ją w bibliotece i nie wydawać na nią kasy. Jest to specyficzna powieść i nie każdemu przypasuje.
To jest moja recenzja i analiza "Chilli". Mam nadzieje, że podoba Wam się taka forma. Bo teraz na tym bardzie będę się skupiać. Analiza, nie tylko recenzja. Posty powrócą i będą częstsze. Zapraszam na Instagrama i Facebooka, skąd będziecie dowiadywać się o kolejnych postach. Napiszcie jak wam się podobał ten post i czy czytaliście tę książkę i co Wy o niej sądzicie.
Mój Facebook
Mój Instagram

sobota, 23 marca 2019

Jak wytresować smoka 3

Mimo że premiera tego filmu była już jakiś czas temu, ja czekałam cierpliwie, aż film ten ukaże się w moich kinach. Niestety zajęło to trochę. Ale jest i jestem ja z kolejną recenzją. Powraca do nas historia Czkawki, który jest teraz wodzem Berk, a nasz kochany Szczerbatek jest Alfą.
Nasza kochana wyspa Berk, niegdyś miejsce, gdzie smoki i ludzie ginęli w walkach że sobą, teraz jest... Schroniskiem dla smoków. Okazuje się, że łowcy smoków to dość popularny zawód na morzach skandynawskich. Czkawka, Astrid, Sączysmark, Szpadka, Mieczyk, Śledzik oraz Valka, ratują smoki, które zostały porwane i zabierają je na wyspe. Tylko, że... Berk nie jest dużą wyspą, a smoków małych i dużych coraz więcej. I wyobraźcie sobie jak to wygląda. Przeludnienie, a raczej prze... Przesmoczenie? Mniejsza z tym. Smoków jest dużo i ciężko je okiełznać, aby na wyspie był spokój. Niestety jeźdźcy smoków nie są zbyt lubiani przez różnch przywódcy czegoś tam, pewnie takich grup łowieckich, jak Drago miał, nie mogą poradzić sobie z Czkawką i tu pojawia się ten zły. Grimmel - wybił zdecydowaną większość, no bo pewnie nie tylko on, Nocnych Furii. Chcę skończyć co zaczął i poluje na Szczerbatka. Po małej akcji z Grimmelem, który wpada do Czkawki bez zaproszenia, a na koniec pali mu chatę, nowy wódz postanawia, że na Berk nikt nie jest bezpieczny. Przypomina sobie historie Stoika. Legenda o krainie smoków, która jest na krańcu świata. Tam też chcę Czkawka zabrać Berk, bo "Asgard to nie miejsce, Asgard to ludzie.", a nie sorry, to Berk. No ale to było bardzo podobne do słów Odyna z Thora: Ragnarok.
Tak też mamy cztery wątki, z czego dwa bardzo na siebie nadchodzą. Mamy poszukiwanie nowego domu, czyli krainy smoków, ucieczka przed Grimmelem, miłość Szczerbatka, tak nasz smoczek zakochuje się w... Oj nie będę tu wam spoilerować. Oraz problemy Czkawki, jako wodza i przyjaciela, można jeszcze dodać rolę Astrid, jako ukochanej, ale jeszcze nie żony wodza. Oczywiście musi być wątek komediowy, czyli Sączysmark zakochany w... Valce. Fuuuj. Dobra trochę więcej tych wątków.
W filmie wyraźnie widać zmianę Czkawki. Minął rok, odkąd został wodzem, przyzwyczaił się do tej roli i przyjął jej ciężar na swoje barki. Choć wciąż sądzi, że bez Szczerbatka jest nikim. No właśnie, podczas seansu Czkawka uczy się żyć bez smoka, nie polega tylko na nim. A na koniec podejmuje bardzo dojrzałą decyzję i... Aa myśleliście że wam to zdradzę, o nie, nie. Nie martwcie się. Tak też powstaje piękny film animowany o dorastaniu, znajdywaniu siebie, podejmowaniu decyzji, które będą dobre dla przyjaciela, ale ciebie zasmucą. Film o pięknej grafice i kolorystyce. Naprawdę kraina smoków to było cudo.
Długo nie mogłam się doczekać tego filmu i naprawdę nie żałuję. Jak wytresować smoka 3 zdecydowanie jest filmem świetnym i po nim wiesz, że to jest koniec. Nie miałam po nim uczucia niedosytu, muzyka też była super, dlatego też daje mu 10/10.
A jak wam podobał się film? I co sądzicie o Czkawce z brodą?



poniedziałek, 4 lutego 2019

Ouran Highschool Host Club


"Prywatną Akademie Ouran definiuje po pierwsze: prestiżowe rodziny po drugie: bogactwo. Oraz zamożni ludzie z mnóstwem czasu do wykorzystania. A zatem Ouran Host Club jest o tych przystojny he chłopakach mających czas..."
I tak dalej. Grupka przystojnych facetów o różnych charakterach i majątkach, przekraczających ludzką wyobraźnię, utworzyli klub, w którym spędzają czas z uczennicami. Poznajmy naszych bohaterów.
Tamaki Suou - król hostów, uczeń drugiej klasy, syn kierownika Akademii Ouran. Utworzył klub i jest jego kierownikiem. Naiwny i dziecinny, jak to w takich anime bywa, nie ma pojęcia o swoich prawdziwych uczuciach do głównej bohaterki. Jest takim wolontariuszem, pomaga tym, którzy tej pomocy potrzebują.
Kyoya Ootori - zastępca kierownika, chodzi do klasy z Tamakim. Jest inteligentny, utalentowany, niekiedy oschły i egoistyczny (ostatnimi czasy jeden z moich crashy)
Haruhi Fujioka - uczennica pochodząca z "plebsu", jak to mówią męscy bohaterowie. Uczeń specjalny, czyli dostała się do szkoły, dzięki dobrym ocenom. Przez przypadek natrafia na klub hostów, gdzie brana jest za mężczyznę. Przez niezdarność i pech zbija bardzo drogą waze. Oczywiście nie stać ją na spłatę długu, więc zmuszona jest być hostem i udawać chłopaka.
Bracia Hitachiin - bliźniacy Kaoru i Hikaru chodzą do pierwszej klasy z Haruhi. W klubie udają się parę homoseksualną i kochają się na zabój, a dziewczyny piszczą, jakby Biebera zobaczyły. Kto co woli.
Takashi Morinozuka - uczeń trzeciej klasy, bardzo cichy i zazwyczaj obojętny. Praktycznie zawsze towarzyszy mu Honey-senpai (jest ode mnie starszy, więc pasuje). Takashi jest mistrzem walk kendo i tyle.
Mitsukuni Haninozuka - wcześniej wspomniany Honey-senpai. Niski chłopak, wyglądem przypomina małe dziecko, w rzeczywistości jest seniorem Akademii Ouran. Jest mistrzem karate i judo. Jego mocną stroną jest jego urok. Zawsze ma przy sobie różowego królika i uwielbia ciasta. Uroczy chłopak.
Anime opowiada nam perypetie Haruhi i reszty członków Host klubu. Są odcinki poświęcone danym postaciom, ich charakterom i niekiedy rodzinie. Mimo, iż anime jest parodią, porusza tematy jak trudy życia bogatych dzieciaków, bo ich los zależy od rodziców. Muszą dbać o nazwiska i interesy, a przyjaźnie nie zawsze są szczere.
Fabułę oceniam 8/10
Kreska 7/10 musiałam obejrzeć anime drugi raz, aby docenić ten styl
Ogół 9/10
Anime bardzo mi się podoba i oglądałam je już z 4 razy, z czego ostatnie 2 praktycznie pod rząd.
Decyduje się również na kupno mangi, ale muszę najpierw nabierać.

Tyna

piątek, 9 listopada 2018

"Pan Tadeusz" moim okiem


Cześć Misiaki, tak, teraz tak będę się witać, tak zdecydowałam :D. Była długa przerwa, nawet bardzo, ale nie chciało mi się nic pisać. Ostatnio jestem wypalona ze wszystkiego. Nie chce mi się pisać na bloga na fb, ani nawet żadnych opowiadań, nic. Ale biore się za opinię i lekką refleksję.
"Pan Tadeusz", a raczej "Pan Tadeusz czyli ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastych księgach wierszem". Chyba nigdy nie widziałam dłuższego tytułu. Ale mniejsza z tym. Książke słuchało mi się całkiem przyjemnie. Tak, słuchałam audiobooka, ale dlatego, że zaczęłam to czytać o 20, dzień przed kartkówką z tej lektury, bo po co zaczynać wcześniej nie? Takie to jest moje zorganizowanie. Ale z kartkówki dostałam pozytywną ocenę, więc jest spoko. Wracając do lektury. Kiedy słyszałam tytuł "Pan Tadeusz", miałam przed oczami, coś tak okropnie nudnego i coś co się czyta tak ciężko, jak "Dziady" cz. III. Na szczęście, bardzo się pomyliłam. Książka opowiada, o tym jak to dwudziestoletni Tadeusz Soplica, wraca do Soplicowa, do wuja - Sędzoego. Ojciec Tadeusza uznawany był za zdrajcę, bo zabił Stolnika Horeszkę, który nie zezwolił na ślub swojej córki - Ewy z Jackiem Soplicą. Mamy tam młodą - czternastoletnią, Zosię i o wiele starszą Telimene. Ale co ja Wam będę streszczać.
Zacznę od tego, że Tadeusz podobałby mi się jako postać, gdyby nie to, że pomylił Telimene i Zosie. Come on. Zosia miała blond włosy i na stówe, była nizsza od Telimeny z ciemnymi włosami. Ale i tak nie jest najgorszy. O wiele lepszy od Wertera z "Cierpienia młodego Wertera", ale ta książka kiedy indziej. Teraz moja opiania o tej książce. Jest naprawdę dobra, a wiersz, tak bardzo nie przeszkadza. Nawet archaizmy tak bardzo nie przeszkadzają. Jest tylko jeden problem, który mnie trochę drażnił. Opisy, opisy przyrody, które można by było skrócić o połowe i dużo by to nie zmieniło. Ja wiem, że to jest wielki atut tej książki, ale opis grzybów, serio? Ja opuszczałam prawie każdy opis przyrody i dzięki temu też, udało mi się zapoznać z całą lekturą. Nie jest poważna i ciężka, a przyjemna i całkiem zabawna.
A teraz krótka refleksja. Zainteresowała mnie postać Jacka Soplicy, postać naprawdę ciekawie napisana, jego przemiana, choć szkoda, że nie mamy możliwości poznać jak ona przebywała, ale i tak jest ciekawie. To jak z czasem poznajemy historie z Soplicą, jak widzimy dwie różne historie. To jak wielka może być nienawiść, że zmyśla się historię, mimo że zna się częśc faktów, które tej historii przeczą. Zmiana decyzji hrabiego pod wpływem historii Klucznika i nie chcę już oddać Soplicom, zamknu Horeszków, kórego jest panem, jakoby sam nosi te nazwisko. Dzięki tej lekturze możemy poznac też realnia życia w ówczesnym świecie. Podziały szlachty, sytuacja kobiet itp.
Kończąc opinię, daje tej książce 7/10. Tadeusz naprawdę mnie wkurzył.


Jeszcze raz serdecznie zapraszam na moją stronę na fb

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Zapraszam

Chciałam Was serdecznie zaprosić, ponownie na mojego Facebooka. Daję tam częsciej posty. Zarówno recenzje, jak i moje przemyślenia. Fb jest dla mnie bardziej poręczny. Nie wiem czy ktokolwiek jest jeszcze na tym blogu, ale jeśli tak, proszę odwied moją stronkę, może cie zainteresuje.
Strona na Facebooku

Tyna

niedziela, 28 stycznia 2018

Morderstwo w Orient Expressie [K]

Hejka. Powracam z nową recenzją. Ostatnio koleżanka zabrała mnie na nowy (w moim kinie) film pod tytułem "Morderstwo w Orient Expressie", który został wyreżyserowany przez Kennetha Branagha, na podstawie książki o tym samym tytule autorki Agathy Christie.
Kryminał opowiada o jednym ze śledztw sławnego i najlepszego detektywa na świecie - Hercule'a Poirota (Kanneth Baragh). Jest to niezwykle dokładny człowiek, na tyle by mierzyć czy jajka gotowane są równe. Film rozpoczyna się od jego śniadania oraz rozwiązaniem sprawy w Izraelu. Następnie wyrusza na wakacje do Stambułu, niestety jego plany niszczy telegram wzywający go do Londynu. Jego dawny, młody przyjaciel - Bouc (Tom Bateman) proponuje mu trzydniową podróż do Paryża, tym samym organizując mu miejsce w swoim pociągu Orient Express. W tym samym pociągu znajduję się milioner Samuel Ratchett (Johny Depp). Mężczyzna od kilku dni dostaje anonimowe listy z pogróżkami, dlatego też proponuje Poirotowi dużą sumę za znalezienie tego śmiałka. Ten odmawia. Następnego dnia Samuel zostaje znaleziony martwy w swoim przedziale. Detektyw postanawia rozwiązać tę sprawę.
Film cały czas trzyma w napięciu i tak naprawdę do końca wyjaśnienia sprawy nie wiadomo kto to zrobił. Koniec jest za to naprawdę szokujący. Inteligencja i przewidywanie działań innych, detektywa naprawdę zadziwia i myślę, że Sherlock Holmes mógłby jej pozazdrościć. Moim zdaniem gra aktorska jest naprawdę dobra. Muzyka też w większości mi się bardzo podobała. Nie jest to na pewno mistrzostwo kina. Jednak nie szkoda mi pieniędzy, ani czasu. Jest to taki przyjemny film oparty na klasycznej kryminalistyce. Akcja jest bardzo płynna. Ode mnie otrzymuje mocne 7/10.

Thor: Ragarok [K]

Witam was! Niedawno do kina w moim mieście wszedł długo, przeze mnie wyczekiwany film "Thor: Ragnarok". Czemu wyczekiwany? Ponieważ miał tam się pojawić Loki, grany przez Toma Hiddleston. Jest to niewątpliwie jedna z moich ulubionych postaci z universum Marvela. Ponadto miał tam grać, i grał Benedict Cumberbatch w roli Doktora Strange'a. Czyli dwóch moich ulubionych aktorów w jednym filmie. Dobra przechodzimy do recenzji.
Thor: Ragnarok, trzecia część z serii filmów o Thorze. Wyreżyserowana przez Taika Waititi na podstawie scenariusza Erica Perason, Craiga Kyle i Christophera Yost. Kupując bilety i wchodząc do kina oczekiwałam czegoś niezwykłego i nie zawiodłam się.
Zaczynamy od sceny, gdy Thor rozmawia w niewielkiej klatce, wiszącej pod sufitem, wraz ze swym współwięźniem kościotrupem. Po chwili okazuje się, że został uwięziony przez Surtura, odwiecznego wroga Odyna, który ma zniszczyć Asgard. Thorowi udaje się uciec, dodatkowo ucina demonowi głowę, która była również jego koroną. Naszemu blondaskowi udaje się (z lekkim opóźnieniem) dostać do Asgardu. Nie ma już Haimdalla, co jest dla mnie wielkim bólem, za to pojawia się nowy strażnik. Thor idzie na spotkanie z Odynem, który niczym rzymski cesarz leży sobie na kanapie, zajadając winogronka i oglądając spektakl o śmierci Lokiego z końcówki drugiej części Thora. Tiaaa... ewidentie już wiesz, że to nie jest Odyn (szczególnie po obejrzeniu końcówki drugiej części Thora, gdzie ten po zrezygnowaniu z tronu Asgardu odchodzi, a Odyn zmienia się w Lokiego). A więc podstępem nasz bohater zmusza brata do pokazania się w prawdziwej formie. Później nasz Rogaś zabiera brata na Ziemie, gdzie umieścił Wszechojca. W domu dla starców... który jest rozbierany. No dobra, dzięki Strange'owi znajdują go i dowiadują się, że mają starszą siostrę - Hel, która chce przejąć tron Asgardu i zabić braci. Thor i Loki trafiają do jakiegoś dziwnego świata. Thor trafia na śmietnisko, a później Arene, a Loki oczywiście umie się cwaniak wszędzie wpasować i zostaje kumplem tamtejszej szychy. W "poczekalni" gladiatorów Thor traci włosy, znaczy obcinają mu je (co jest trochę smutne) i poznaje Korga. Facet jest miszczem żartu. Kiedy tylko się pojawia, widownia płacze ze śmiechu. No dobra dalej. Thor walczy z Hulkiem, co łatwo wywnioskować z traileru. Możecie sobie wyobrazić minę Lokiego, gdy go zobaczył.
A więc przechodząc do samej oceny. Uważam, że film jest bardzo dobry, choć boli mnie troszeczkę, że Marvel tak zmienia mitologię, ale przerobili ją ciekawie, więc okej. Dalej - obsada, nic do niej nie mam, teraz tylko czekam na trzecią część Avengers i będę spełniona, bo do Toma i Benedicta dołączy Robert (Tony). Humor - jak dla mnie jest naprawdę świetny. Dobra umówmy się ja nie mam wielkich wymagań do filmów, a z Marvela jedynie druga część Avengersów średnio mi się podobała. Jeszcze tylko muzykę chciałam bardzo pochwalić.
A więc końcowa ocena 10/10. Może, jest to za wysoka ocena, może nie, jak dla mnie idealna.

Gravity Falls/Wodogrzmoty Małe [K]

2b6998336d3dc1ea3281df0274a7fd15
Witajcie, po tej jakże długiej przerwie. Przepraszam! Ale nie miałam ostatnio za bardzo chęci do tego pisania, ale mam nadzieje, że teraz będzie inaczej.
No dobra. Dzisiaj na warsztat bierzemy kreskówkę wyprodukowaną przez Disney'a Gravity Falls, będę używać angielskiej nazwy, ponieważ no cóż brzmi dla mnie o wiele lepiej. Tak, więc, Gravity Falls, serial animowany, stworzony przez, jak dla mnie genialnego Alexa Hirisha. Wyreżyserowane przez:
  • John Aoshima,
  • Aaron Springer,
  • Joe Pitt,
  • Rob Renzetti,
  • Matt Braly,
  • Stephen Sandoval,
  • Sunil Hall.
W Polsce miała premierę 20 września 2012 roku.
A teraz do recenzji.
Bliźniaki Pines, Mebel i Dipper, zostają wysłani przez rodziców do wujka Stanka Pinesa, zamieszkanego w tytułowym miasteczku Gravity Falls w stanie Oregon. Dipper, czyli Mason "Dipper" Pines, nie jest jakoś bardzo entuzjastycznie nastawiony do tego wypadu. Za Mebel brała to jako coś wspaniałego. Po przyjeździe wita ich wujek Stanek, właściciel Chaty Tajemnic, po angielsku "Mystery Shack". Ma dwójkę pracowników, Wendy Corduroy, stojąca za kasą oraz Jesus "Soos" Alzamirano Ramirez, złota rączka.
Dipper szybko odnajduje czerwony, gruby dziennik z wielką 3 na środku. Zapisane są tam ciekawe rzeczy, spostrzeżenia tajemniczego autora, opisy różnych miejsc oraz potwór. To staje się pewnego rodzaju obsesją chłopaka i chce on rozwiązać tajemnice, dziwnego miasteczka, a także dowiedzieć się kto jest autorem dziennika. Mebel zaś spełnia wakacyjne marzenia, szuka chłopaka i przyjaciół. Prawie zawsze pomaga bratu.
Miasteczka pilnuje dwóch policjantów szeryf Blubs i jego wierny przyjaciel Erwin Durland. W serialu pojawiają się również przyjaciele Wendy oraz Pacyfika Północna, wróg Mebel (oczywiście postaci jest więcej, ale nie chce wam spoilerować, no a wymienianie wszystkich też nie ma sensu).
Jednak po czasie wszystko staje na głowie. Okazuje się, że bliźniacy, będą mieli o wiele potężniejszego przeciwnika niż Pacyfika lub istoty z lasu.
Kreskówka jest naprawdę interesująca. Pełna komedii i tajemnic. Twórca postanowił dać trochę więcej rozrywki niż tylko oglądanie. Także wypatrywanie. Tak, jest tam wiele ukrytych szczegółów, dla tych spostrzegawczych, to dobra zabawa. Teraz trochę o dubbingu. Ogólnie nie jest zły, choć głos pewnego... a niech będzie, niejakiego Billa jest irytujący. 1000 razy bardziej wole angielski. Jeśli chodzi o resztę, to naprawdę jest w porządku.
Moja ocena: 8,5/10, za brak kolejnego sezonu i głos polski głos Billa.
Mogę to serdecznie polecić. Jeśli oglądaliście, napiszcie co wy sądzicie o tej kreskówce.

Stowarzyszenie Umarłych Poetów [K]

f2-stowarzyszenie-umarlych-poetow-1"Czytamy poezje, bo należymy do gatunku ludzkiego. A gatunek ludzki przepełniony jest namiętnościami! Oczywiście. medycyna, prawo, bankowość to dziedziny niezbędne, by utrzymać nas przy życiu. Ale poezja, romans, miłość, piękno? To wartości, dla których żyjemy" - Jonh Keating "Stowarzyszenie Umarłych Poetów"

Witajcie moi mili! Teraźniejszą omawianą przez moją klasę lekturą jest "Stowarzyszenie Umarłych Poetów". Osobiście sądzę, że jest to jedna z najlepszych lektur szkolnych. Książka, opowiada o elitarnej Akademi Weltona w USA. Główni bohaterowie czyli Todd Anderson, Neil Perry, Knox Overstreet, Charlie Dalton, Richard Cameron oraz Jonh Keating, nowy nauczyciel literatury angielskiej. No właśnie. Akademia Weltona jest szkołą tak wymagającą, że głowa mała. Szczerze uciekłabym stamtąd szybciej, niż się pojawiłam. Tradycja, dyscyplina, honor i doskonałość, główne zasady placówki, prowadzonej prze Gale Nolana, którego miałam ochotę walnąć deską od prasowania już po pierwszym rozdziale, a po późniejszych zwalić na niego kowadło i fortepian... chociaż nie, szkoda fortepianu. Wracając. Dyrektor zatrudnia wcześniej wspomnianego nauczyciela literatury angielskiej, który jak później się okazuje uczęszczał do akademii. Nowy nauczyciel nie zgadza się ze słowami pracodawcy, iż młodzi ludzie nie powinni samodzielnie myśleć i uczy ich tego. Jego lekcje są nadzwyczajne, ciekawe, jedyne w swoim rodzaju. Keating na samym początku chce, aby uczniowie zwracali się do niego "O kapitanie, mój kapitanie". Po przeczytaniu, przez Neila wstępu "Zrozumieć poezje", każe wyrwać stronę i wyrzucić do kosza. Robi to w bardzo teatralny sposób, co bawi uczniów. Nie będę wam streszczać książki ze szczegółami, ale chciałam wam przedstawić ten bardzo ciekaw fragment. Oczywiście jest ich wiele, jak na przykład o "carpe diem", lub chociażby poradniku "Sposób na nieprzeczytaną lekturę" i dużo, dużo więcej. Książka o tym, aby nie iść pod prąd, aby być sobą nie należeć do stada, do "hoi polloi" z greckiego "to nasze stado". Książka o marzeniach, spełnionych i niespełnionych, o smutku i radości, o buncie, przyjaźni i zdradzie.
Stowarzyszenie Umarłych Poetów, tajne zebrania rozpoczęte przez Keatinga i jego przyjaciół w młodości, zostało kontynuowane przez teraźniejszych uczniów akademii, spotykając się w grocie czytają wiersze, smakując słowo. To jest piękne. Nie każdy człowiek to potrafi, Ci jednak którzy to potrafią są wielcy.
Nie potrafię zrecenzować tej książki tak, aby oddać to jakie wrażenie wywarła na mnie, na pewno nie bez spoilerów. Tak więc, kończąc, książka jest naprawdę świetna, warta polecenia, a tym bardziej przeczytania. Daję jej 13/10, czemu? Niezwykła książka zasługuje na niezwykłą ocenę.
O kapitanie, mój kapitanie!

Eleonora i Park [K]


eleonora-i-park-b-iext44607832

Niedawno skończyłam czytać książkę niejakiej Raibow Rowell o tytule "Eleonora & Park". Jest to powieść młodzieżowa. Opowiada o dwójce młodych ludzi w wieku licealnym. Eleonora przeniosła się do nowej szkoły. Nie  była, jak w wielu książkach, szczupłą, ładną dziewczyną. Miała okrągłości i swój bardzo nietypowy i oryginalny styl oraz Rude, kręcone włosy (wyobrażałam ją sobie jako Meride z filmu "Merida waleczna"). Było jasne, że wszyscy będą się z niej śmiali. Nikt nie chciał, aby ta do niego usiadła. ech, a raczej szczęście chciało, że Park, przystojny pół Koreańczyk, siedział sam przy oknie. Tam też zajęła miejsce, po dosyć niemiłej namowie chłopaka, choć skutki tego były takie same. Uczeń myślał to co inni: "jest dziwna", "szajbuska" itp. Tak rozpoczęła się ich znajomość. Rudowłosa, często przyglądała się komiksom, które czytał jej sąsiad z autobusu, co zaowocowało wspólnym tematem. Jak się później okazało Eleonora jest bardzo mądra, nawet "specjalnie uzdolniona". Ale cóż jak chyba w każdej książce musi być jakiś antagonista. W tym przypadku jest kilka. Tina - szkolna, jak ja to nazywam księżniczka. Najlepsza, najpiękniejsza dziewczyna, ze swoją świtą, która szydzi z gorszych oraz Steve, mięśniak jak ich od groma. Ale nie to jest najgorsze. Książka "Eleonara & Park" łączy wątek miłosny, problemy szkolne, kpiny z dziwnej dziewczyny oraz jej problemy osobiste. W tym wypadku jest to jej ojczym - Richie. Szczerze, popapraniec jakiego miałam okazje poznać w książce (chociaż Jonh z Domu Nocy - ojczym Zoye, też najlepszy nie był). Miałam ochotę rozwalić mu łeb kilka razy podczas czytania tej lektury. Facet jest czystym psycholem, alkoholikiem i kryminalistą. Główna bohaterka ma jeszcze czwórkę młodszego rodzeństwa, ale to ją ojczym nienawidzi najbardziej. 
Eleonorze coraz bardziej podoba się Park i z wzajemnością. Pożycza jej komiksy, a także kasety i odtwarzacz. Miłość iskrzy w powietrzu. Bohaterowie zaczynają się do siebie przekonywać. Trzymają się za ręce, jest słodko. Kochają się nad życie. Największą przeszkodą w ich związku jest Richie. Nie może się dowiedzieć o Parku, bo Eleonora nie może mieć chłopaka. Czemu? Bo może odkryć lekką patologię w ich rodzinie. 
A teraz trochę o Parku. Cóż jego życie jest zwyczajne. Ma kochających go i siebie nawzajem rodziców, matka - Koreanka, ojciec - Amerykanin, poznali się na wojnie oraz młodszego, choć wyższego brata Josha. Chłopak ćwiczy taekwondo, lubi czytać komiksy oraz słuchać ciężkiego rocka. W końcu zakochuje się w rudowłosej Eleonorze. Ma nadzieję, na wieczną i szczęśliwą miłość, jednak jego druga połówka nie podziela tego zdania. Ona nie wierzy w coś takiego jak "żyli długo i szczęśliwie". Mimo to, on nie poddaje się i robi co może, by uszczęśliwić wybrankę, choćby musiał przypłacić za to nintendo lub szlabanem. 
"Eleonora & Park" jak dla mnie świetna młodzieżówka. Nie przedstawia tych banalnych historyjek załamań nastolatek, pięknych i młodych, które wymyślają sobie kompleksy, a dziewczyny wyśmiewanej, która ukrywa się we własnym domu. Są tutaj wielkie przeciwieństwa, ale i podobieństwa, np gusta. Lektura bardzo ciekawa i godna polecenia. Daje 9/10, przez koniec. To znaczy nie jest zły, jest świetny, bo niespodziewany, ale nie mogę go przemóc.

"Loki", czyli mój pierwszy komiks

Już od dawna zbierałam się do zakupienia jakiegoś komiksu z Marvela lub DC. Coraz to będąc w Empiku przeglądałam półki z komiksami, jednak...